Miasto inne od wszystkich, które widziałam w swoim życiu. Nie znajdziecie tam starówki mimo, że starsze jest od Rzymu. Jest to jedno z najstarszych miast świata. To Yerevan. Swój obecny wygląd zawdzięcza architektowi Aleksandrowi Tamanianowi, który zaprojektował jego układ urbanistyczny. Są tam szerokie ulice na planie szachownicy a centrum otoczone jest obwodnicami. Jednak tak jak w innych miastach jest tam główny plac, Plac Republiki.
Wiele zabytkowych kamienic i kościołów zostało niestety wyburzonych w latach dwudziestych XX wieku a na ich miejscu powstały nowe zabudowania. Na szczęście dużo budowli powstało na bazie różowego tufu więc współczesna architektura Erywania nie jest szaro buro betonowa, a kolorowa.
Charakterystycznym i dość osobliwym miejscem w Erywaniu są Kaskady, czyli monumentalna budowla na zboczu wzgórza, wewnątrz której znajduje się muzeum sztuki współczesnej. Na górze niedokończonej części Kaskad znajduje się taras widokowy, do którego prowadzą 572 stopnie. W upalny dzień lepiej skorzystać z windy lub schodów ruchomych wewnątrz muzeum i stopniowo przemieszczać się do góry.
Przed zachodem słońca i wieczorem za to widok na Erywań i Ararat niezapomniany zakładając, że jest dobra widoczność. Miałam szczęście podziwiać ten widok nie tylko z tarasu Kaskad lecz również z platformy widokowej nad Kaskadami, gdzie znajduje się betonowy Pomnik 50-lecia Armeńskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.
Do Erywania dojeżdżamy taksówką z Haghpat. Dzielimy się kosztami przejazdu z młodziutką chórzystką, która spędza wakacje w swojej ojczyźnie Armenii a obecnie mieszka i pracuje jako nauczycielka w Rosji.
Zatrzymujemy się w Classic Hostel Yerevan, 15 minut spacerem od opery. Justyna zostaje w hostelu a my udajemy się do wypożyczalni samochodów. Blisko hostelu jest przystanek autobusowy a ponieważ temperatura przekracza 30 stopni w cieniu postanawiamy jechać autobusem. Bilet kupujemy u kierowcy, koszt 100 AMD (0.8 zŁ). Będąc w Erywaniu warto zaplanować sobie wypożyczenie samochodu na dwie doby, czyli o 14.00 w sobotę odbiór samochodu i zwrot w poniedziałek o tej samej godzinie (szczegóły w Armenia praktycznie – już wkrótce). Mając do dyspozycji samochód na dwa dni można zwiedzić okolice Erywania a także nieco dalsze rejony nad jeziorem Sevan.
Umawiamy się z naszymi znajomymi studentami na Kaskadach przy charakterystycznej rzeźbie wykonanej z opon, przedstawiającej lwa. Upał jest niemiłosierny więc korzystamy z ruchomych schodów. Cieszymy się widząc ich wszystkich w komplecie. Vahram co prawda przychodzi tylko, żeby się z nami przywitać i pożegnać, gdyż ma inne plany na popołudnie. Armen i Mushegh mają przygotowany dla nas plan zwiedzania.
Przechodzimy głównymi ulicami miasta i z Kaskad idziemy na Plac Republiki. Po drodze podziwiamy rzeźby, postkomunistyczną architekturę i pozostałości starych kamienic wkomponowanych w nowe zabudowania. Armen opowiada nam o znanych pisarzach Armenii, architekcie Tamanianie i historii Erywania. Chłopcy zapraszają nas do restauracji na prawdziwe ormiańskie jedzenie. Jest to lahmajoun lub inaczej turecka pizza, czyli Lahmacun. Składa się ona z bardzo cienkiego ciasta i smażonego mięsa. Do tego kosztujemy macun (ormiańska odmiana kefiru), czyli specjalnie przygotowane sfermentowane mleko. Jedzenie jest przepyszne.
Po obiadokolacji Armen i Mushegh robią nam niespodziankę. Wiedząc, że lubimy stare kolejki zawożą nas na platformę widokową nad Kaskadami, a tam…….zabierają nas na diabelskie koło. Nazwa diabelskie koło nieco przesadnie brzmi w porównaniu z tym, co widzimy. Postkomunistyczna karuzela w kształcie koła z wiszącymi, obracającymi się wagonikami z nazwami Sprite, Coca-Cola, Fanta. Zgadnijcie, co wybraliśmy? Zabawę mamy znakomitą a przede wszystkim widoki na Erywań i Ararat. Ponieważ chłopcy za wszystko nam płacą, postanawiamy się odwdzięczyć i fundujemy im strzelanie do puszek. Idzie im to świetnie i wygrywają Justynie małego pluszaka myszkę Mickey. Justyna jest zachwycona.
Wszystko, co fajne kiedyś się kończy. Odwozimy Armena do pracy i żegnamy się z nim. Mushegh proponuje nam jeszcze odwiedzenie miejsca, które dla Ormian jest szczególne. Tak więc udajemy się na wzgórze Cicernakaberd, na którym znajduje się kompleks pomnikowy o tej samej nazwie, poświęcony pamięci ofiar ludobójstwa Ormian w 1915 roku.
Podchodzimy do pomnika, który składa się z wysokiej na 44 metry iglicy wyglądem przypominającym obelisk. Wchodzimy do wnętrza i widzimy, że znajdujemy się w kręgu, na środku którego pali się wieczny ogień, a wokół niego leżą setki róż. Nad nami pochyla się dwanaście ogromnych pylonów, symblizujących prowincje dawnej Armenii, a nad nimi migoczą gwiazdy. Stoimy przez kilka minut w ciszy, pochylając się w modlitwie nad 1,5 milionem ofiar ludobójstwa. Mushegh oddaje im hołd, salutując. To miejsce pełne ciszy i smutku zrobiło na nas niesamowite wrażenie. Idziemy jeszcze w kierunku ściany pamięci z nazwami miejscowości, z których pochodziły ofiary ludobójstwa. Następnie przechodzimy przez świerkowy zagajnik, gdzie znajdują się tabliczki poświęcone politykom, którzy uznali tę tragedię narodową jako akt ludobójstwa. Wśród nich odnajdujemy tabliczkę z imieniem i nazwiskiem naszego rodzimego polityka.
Powoli zbliża się koniec naszej przygody w Erywaniu. Już mamy się żegnać z Musheghiem kiedy on pyta się, co jeszcze chcielibyśmy zobaczyć. Jest późno i jesteśmy zmęczeni. Patrzymy na zegarek. Dochodzi 22. Pomimo zmęczenia decydujemy się zobaczyć pokaz fontann światło-dźwięk na Placu Republiki. Wsiadamy do samochodu i docieramy na Plac na końcówkę pokazu. Oczywiście natrafiamy na manifestację antyrządową. Podziwiamy widowisko a obok mijają nas demonstranci nawołujący, żebyśmy się do nich przyłączyli. Przedstawienie kończy się piękną pieśnią słowami Yerevan, Yerevan……..
Pokochaliśmy Armenię ale przede wszystkim ludzi. Gdybyśmy na swojej drodze nie spotkali nieuczciwego taksówkarza, nie poznalibyśmy fajnych studentów z Erywania, dzięki którym spędziliśmy tam naprawdę miłe chwile. Obiecaliśmy im, że wrócimy do Erywania świętować z nimi ukończenie studiów. Kto wie, może tam pojedziemy? Poza tym Armenia to piękne średniowieczne monastyry, w których można odczuć prawdziwe sacrum.
Świetne miasto, świetni ludzie