Przejdź do treści

Hello Malta!

Dlaczego Malta?

Archipelag Wysp Maltańskich zawsze był na mojej liście marzeń jednak tym razem czysty przypadek sprawia, że lecę na Maltę. Pojawia się perspektywa wyjazdu służbowego. Przed wyjazdem wiedziałam, że wyspa jest stosunkowo niewielka i tydzień wystarczy, aby zobaczyć wystarczająco dużo. Nie spodziewałam się jednak, że dwa tygodnie czasu to będzie dla mnie za mało. Zajęcia połączone z warsztatami od rana do popołudnia oraz spotkania z nowo poznanymi ludźmi sprawiły, że byłam na pełnych obrotach aż do późnego wieczora. Dopiero w połowie drugiego tygodnia, kiedy to nie usłyszałam budzika i ledwo zdążyłam na zajęcia, dało mi do myślenia. Musiałam zwolnić tempo.  Po raz kolejny nasuwa mi się taka myśl, że to nie miejsca, które zwiedzamy są najważniejsze, a ludzie których spotykamy po drodze. W prawdziwym podróżowaniu nie chodzi przecież tylko o zaliczenie kolejnej atrakcji turystycznej. Tu chodzi bardziej o spotkania z ludźmi i przy okazji możliwość zachwycania się tym co stworzył człowiek i natura.  Tak było właśnie na Malcie i Gozo.

Valletta
Valletta – stolica Malty

Pierwsze wrażenia

To co najbardziej lubię po wyjściu z samolotu – uderzenie gorącego powietrza. Po odebraniu bagażu podręcznego wiem, że należy od razu zakupić tygodniowy bilet na wszystkie linie autobusów Talinja, czyli 7 day unlimited bus ticket (koszt 20 Euro). Aby dostać się do Valletty – stolicy Malty wsiadam w autobus X1. Gospodarz z airbnb instruuje mnie wcześniej jak dojechać do jego domu. Tak więc na Terminalu w stolicy przesiadam się do kolejnego autobusu nr 24 i wysiadam w San Gwann na przystanku Korvu. Nie mam Internetu i mam trudność ze znalezieniem adresu na mapie offline. Nagle pojawia się mężczyzna, który na swoim telefonie pomaga mi zlokalizować ulicę. W międzyczasie dzwonię do Juliana, swojego hosta, który tłumaczy mi dokładnie jak mam dojść. Po chwili zatrzymuje się samochód a w nim starszy mężczyzna pyta mnie, czy ja to Dagmara. Okazuje się, że to Herbert, tata Juliana, który wyjechał na spotkanie ze mną.­­ Tak więc docieram do domu-hotelu, w którym spędzę dwa tygodnie.

Tryton fountain
Fontanna Trytona w Vallettcie. Przy niej znajduje się główny terminal autobusowy.

O tym jak nie popłynęłam statkiem

W związku z tym, że 15 sierpnia wypada święto i nie mam zajęć w Instytucie, postanawiam spędzić czas ze Słowaczką i Włoszką. Decydujemy się na całodniowy rejs statkiem wokół Malty w wersji All Inclusive (przekąski plus napoje). One wykupują sobie wycieczkę w recepcji Instytutu a ja tą samą bezpośrednio w biurze organizatora. Koszt wycieczki to 30 Euro. Dodatkowo opłacam sobie transfer w kwocie 5 Euro, żeby nie jechać dwoma autobusami do przystani w Sliemie. Mam spotkać się z dziewczynami na statku. Kierowca małego busa podjeżdża po mnie o godzinie 9.15. Jestem pierwszą pasażerką. Zatrzymujemy się w różnych miejscach, zabierając kolejnych turystów. Niestety musimy czekać na spóźnialskich. Dwie ciemnoskóre kobiety zaniepokojone faktem, że dochodzi dziesiąta pytają się mnie czy statek nam nie odpłynie. Z uśmiechem i stoickim spokojem odpowiadam paniom, że statek nie może odpłynąć bez nas – w końcu zapłaciliśmy za wycieczkę wraz z transferem i muszą poczekać na wszystkich. Jakże się myliłam.

Captain Morgan
Daleko w tle statek, którym miałam płynąć wokół Malty.

Dojeżdżamy do przystani. Jeden statek zdążył już odpłynąć, tak że mogliśmy mu tylko pomachać natomiast drugi stał jeszcze przy brzegu. Zaczynamy w pośpiechu wychodzić z busa. Jest już godzina 10.10. Patrzę i nie wierzę, kiedy drugi statek zaczyna również odpływać. Nagle robi się duże zamieszanie. Wszyscy zaczynają biec w jego kierunku i krzyczeć, żeby się zatrzymał. Na daremno. Kierowca kieruje wszystkich do pana w czapeczce, który po zrobieniu wywiadu kto gdzie płynie kieruje wszystkich ponownie do busa, którym będą łapać statek na następnej przystani. Okazuje się szybko, że wszyscy płynęli na Gozo, a ja jako jedyna wokół Malty i że niestety mój statek nie zatrzymuje się w żadnym porcie. Czuję ogromne rozczarowanie. Na szczęście trwa ono zaledwie minutę, kiedy mężczyzna mi mówi, że mogę sobie wybrać inną wycieczkę. Mam do wyboru ogromny drewniany statek lub katamaran. Oba płyną na dwie wyspy Gozo i Comino. Jednak muszę szybko podjąć decyzję, gdyż zaraz odpływają. Pospiesznie wyciągam broszurkę, którą dostałam w biurze i zerkam na ceny obu wycieczek. Biorę oczywiście najdroższą, czyli za 55 Euro. Pan w czapeczce informuje mnie, że jest tam jeszcze jedno wolne miejsce, każe mi szybko wskakiwać na pokład wołając do mnie, że to świetny i najlepszy wybór. W ten oto sposób znalazłam się na katamaranie.

katamaran
Pierwsze chwile na katamaranie
Deck
Na górnym pokładzie.

Jak przeżyć rejs na katamaranie

Wskakuję na pokład katamaranu a tu jedna wielka impreza. Z głośników wydobywa się głośna muzyka, wszyscy w strojach kąpielowych i imprezowym nastroju. Większość ludzi pozajmowała już miejsca na górnym pokładzie rozkładając się na materacach i ręcznikach. Jednym słowem szykuje się tu tak zwany „plażing-smażing”. Na dole przy barze chłopcy uwijają się podając napoje alkoholowe i nie tylko w nielimitowanej ilości. Patrzę na program rejsu, by dowiedzieć się co mnie tu jeszcze czeka. Okazuje się, że oprócz obiadu, przekąsek i napojów czeka mnie „dance party” i kąpiele w błękitnych lagunach przy wyspach Gozo i Comino. Super!

Wind
Katamaran płynie z zawrotną prędkością.
Gozo
Dopływamy do zatoczki przy wyspie Gozo.
Comino
Blue Lagoon – wyspa Comino
katamaran - Blue Lagoon
Mój katamaran w Blue Lagoon.

Katamaran zaczyna płynąć z zawrotną prędkością. Na górze nie ma za dużo miejsca więc usadawiam się wygodnie na kanapie obok baru. Mam tu przynajmniej cień i czuję powiew wiatru. Towarzystwo przy barze świetnie się bawi popijając drinki. Czuję jak katamaran wznosi się i opada. Na wszelki wypadek postanawiam nic nie pić ponieważ nie wiem jak mój żołądek to zniesie. Nie jestem przygotowana do takiego rejsu. Włosi przy barze zaczynają ze mną rozmawiać. No tak, to przecież we włoskim stylu. Po chwili czuję, że zaczynam mieć mdłości. Widzę uśmiechnięte twarze ale do śmiechu mi już nie jest. Michelle znowu zaczyna mnie zagadywać. Udaje mi się mu tylko powiedzieć, że zaczyna mi być niedobrze. Jego reakcja jest natychmiastowa, mimo że w jego krwi płyną już promile. Biegnie do swojej żony, przynosi mi pastylkę wielkości Mentosa i wypycha mnie na górny pokład. Siedzę na górze wciśnięta między materacami, fale oblewają mnie z każdej strony a język drętwieje mi od żucia gumy. Dopływamy do Gozo. Na szczęście czuję, że jest mi lepiej.

Blue Lagoon
Michelle ratuje mnie przed chorobą morską.
Blue Lagoon
Katamaran cumuje na środku Blue Lagoon przy wyspie Comino.
Gozo
Laguna przy wyspie Gozo.
Blue Lagoon
Blue Lagoon

Czysty przypadek sprawił, że zamiast popłynąć dużym statkiem wokół Malty znalazłam się na katamaranie. Chociaż na początku źle się poczułam, rejs okazał się dla mnie ogromną przygodą. Poznałam sympatycznych Włochów i mogłam zakosztować kąpieli w pięknych zatokach wysp Gozo i Comino. Dziewczyny z Instytutu były zawiedzione, że nie dotarłam na statek, którym miałyśmy razem popłynąć. Na przyszłość, wybierając się na wycieczkę statkiem czy katamaranem, będę pamiętać żeby w plecaku mieć przynajmniej jedną tabletkę na chorobę morską.

 

 

Przeczytaj także...

Bądź pierwszym, który skomentuje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *