Garni – Świątynia Mitry i Symfonia Kamieni
Pierwszy dzień pobytu w stolicy poświęcamy na zwiedzenie okolic Erywania (Zobaczcie tekst: Yerevan, Yerevan…). Godzina jazdy samochodem i jesteśmy w najbardziej obleganym przez turystów miejscu, czyli Świątyni Mitry w Garni. Do wioski Garni prowadzi asfaltowa droga lecz miejscami są dziury i asfalt jest tak zdeformowany, że trzeba jechać pod prąd. Wstęp jest płatny. Świątynia powstała w I wieku i wyglądem przypomina ateński Partenon.


Do świątyni prowadzi aleja a z głośników wydobywa się dźwięk duduka, czyli prostego fleta. Znajduje się ona nad przepaścią, z której rozpościera się ładny widok na wąwóz Garni i góry. Budowla powstała z okolicznego czarnego bazaltu. Wiedząc, że w pobliżu znajdują się piękne bazaltowe słupy, robimy kilka zdjęć i postanawiamy znaleźć ścieżkę prowadzącą do tak zwanej Symfonii Kamieni.

Po wyjściu ze Świątyni Garni, mijamy stragany z lokalnymi produktami i skręcamy w prawo. Po przejściu kilkudziesięciu metrów zaczynam żałować, że zdecydowałam się iść zobaczyć bazaltowe formacje. Przez co najmniej pół godziny schodzimy stromo w dół i to w dodatku po drodze przykrytej dwucentymetrowym pyłem. Pocieszam się, gdyż po deszczu pewnie byśmy szli w błocie. Buty i nogi całe pokryte mamy szarym pyłem. Dochodzimy do linii lasu. Ścieżka prowadzi w prawo i w lewo. Idziemy kawałek w prawo i natykamy się na kawałek skały z bazaltowymi słupami, jednak decydujemy się wrócić i iść dalej w lewo.

Droga, którą wybraliśmy nie jest pokryta pyłem ale miejscami grząźniemy w błocie. Dochodzimy wreszcie do miejsca, gdzie ścieżka się kończy. Przed nami ogrodzenie i przymknięta bramka. Poniżej wąwóz i rzeka. Przed głównym wejściem siedzi kilku młodych mężczyzn. Jeden z nich pozwala nam wejść. Po lewej stronie widzimy piękne bazaltowe słupy. Dochodzimy jednak do drugiej bramki, ta niestety zamknięta jest na kłódkę. Poniżej widzimy rzekę. Wystarczyło przejść przez ogrodzenie, zejść kawałek w dół w stronę rzeki i być może doszlibyśmy do jeszcze ładniejszych formacji skalnych. Upał oraz zamknięte przejście zniechęca nas do dalszej wędrówki. Poza tym wiemy, że jeszcze tego samego dnia musimy odwiedzić klasztor Geghard, usytuowany kilka kilometrów dalej.
Przy bramie, przez którą wchodziliśmy chłopak proponuje, że da nam klucze do tamtej bramki. My jednak dziękujemy, gdyż ledwo doszliśmy w tym upale do zamkniętej bramy i z powrotem do wejścia. W sumie zobaczyliśmy, to co chcieliśmy. Czy to była Symfonia Kamieni czy nie, nie miało dla nas już znaczenia. Wszystkie słupy bazaltowe były podobne do siebie więc założyliśmy, że to była ona. Przed nami jeszcze przeprawa przez błoto, lasem a potem stromo do góry, w pyle. Starczy tych atrakcji.

Myjemy nogi i buty pod kranem i ruszamy dalej w drogę.
Monastyr Geghard
Kilka kilometrów dalej znajduje się Geghardawank, czyli Klasztor Włóczni. Ormianie wierzą, że był tam przechowywany grot włóczni, którą Chrystusowi przebito bok. Obecnie relikwia ta znajduje się w muzeum w Eczmiadzynie. Klasztor został założony w IV wieku przez Grzegorza Oświeciciela, twórcę tutejszego Kościoła i znajduje sie na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Klasztor ten usytuowany w kanionie, jest otoczony wysokimi ścianami skalnymi. Podchodząc bliżej widać, że wyrasta ze skał. Rzeczywiście, część klasztoru została wykuta w skale. Podobnie jak klasztory Sanahin i Haghpat jest mroczny i tajemniczy. Wewnątrz podziwiać można rzeźby, które są prawdziwymi dziełami sztuki.



W jednej z kaplic jest źródełko, które pamięta czasy pogańskie, a woda z niego ma podobno lecznicze właściwości. Kaplice znajdują się na różnych poziomach i część z nich została wykuta w skale. Przez skalne otwory można oglądać kaplice na dole.
Bądź pierwszym, który skomentuje