Przejdź do treści

Hanoi

Stolica Wietnamu

Hanoi – najstarsze miasto Azji południowo-wschodniej, stolica Wietnamu i drugie co do wielkości miasto pod względem populacji, bo liczy sobie prawie 8 milionów mieszkańców. Historia miasta jest bardzo bogata, gdyż było wielokrotnie najeżdżane a także kilkakrotnie zmieniało swoją nazwę. Od 1883 do 1945 roku Hanoi było administracyjnym centrum kolonii francuskiej. Na południe od starej części miasta Francuzi wybudowali szerokie ulice z operami, kościołami, budynkami publicznymi i luksusowymi willami. Do dzisiaj można podziwiać elegancką dzielnicę, która kontrastuje ze starszą, zabytkową częścią miasta tak zwaną Old Quarter. To tutaj jednak, w starej dzielnicy, zatrzymuje się większość turystów. Tutaj też, w wąskich uliczkach, toczy się życie mieszkańców. Jeśli chcecie zobaczyć mieszankę tradycji z nowoczesnością to Hanoi jest tym miejscem.

Czerwony most Wschodzącego Słońca

Z międzynarodowego lotniska Noi Bai, oddalonego o 45 kilometrów od centrum, łatwo dostać się autobusem miejskim. Tym razem postanawiamy nie korzystać z usług taksówkarskich, gdyż Wietnamczycy słyną raczej z oszustw i naciągania turystów.

Podróż autobusem trwa godzinę. Jadąc ulicami Hanoi widzę zza okna niespotykaną ilość ludzi na skuterach, sklepy, kramy, gar kuchnie, restauracje i hotele. Zaczyna mnie fascynować ten chaos, którego na co dzień nie znoszę ale tu w Hanoi to jest coś, co zadziwia i pociąga. Pewnie dlatego, że nigdy w życiu czegoś podobnego nie widziałam. Połączenie wielkomiejskiego życia z czymś, co można zobaczyć na wsi – piejące koguty, wysiadające jaja kury i przydomowe ogródki – w samym centrum stolicy!

Wiejskie klimaty w centrum stolicy

Ogólnie miasto jest olbrzymie i będąc tam dwa dni warto zaplanować wizytę w kilku historycznych miejscach, takich jak Świątynia Literatury, Nefrytowa Świątynia na jeziorze Hoan Kiem, czerwony most Wschodzącego Słońca czy Katedra św. Józefa. Polecam spacer wokół jeziora. Jest to miejsce, które pozwala odetchnąć od zgiełku mimo, że otoczone jest ruchliwymi ulicami. W pobliżu jeziora znaleźć można wodny teatr lalek, w którym na co dzień występuje ponad sto różnych kukiełek. Wewnątrz teatru znajduje się ogromny zbiornik wypełniony wodą, gdzie podczas przedstawień aktorzy zanurzeni w wodzie po pas muszą operować systemem sznurków, rolek i tyczek, wprawiając lalki w ruch.

Katolicka, neo-gotycka katedra św. Józefa
W tle Thap Rua, czyli Wieża Żółwia na małej wysepce na jeziorze
Tylko 16% ludności Wietnamu to wyznawcy buddyzmu
Wybudowana w 1070 roku Świątynia Literatury była miejscem edukacyjnym

Nefrytowa Świątynia na jeziorze Hoan Kiem

Miejscem, tak zwanym must-see jest z pewnością elegancka dzielnica francuzka, gdzie znajduje się olbrzymie mauzoleum Ho Chi Minha z ogromnym placem defilad. Łatwo tam trafić, gdyż nad placem powiewa wielka flaga. Mauzoleum same w sobie nie jest ciekawą budowlą. Na każdym kroku pilnowane przez wojsko, sprawia groźne wrażenie. Nawet chodnik przed mauzoleum to miejsce zakazane dla zwykłego przechodnia. Jednym słowem wyczuwa się tam atmosferę socjalizmu.

Znajoma twarz w tle, za nami.

Kolejnym miejscem, do którego warto się udać w Hanoi to tory kolejowe, przechodzące dosłownie przez stare centrum miasta, wokół których toczy się zwykłe życie Wietnamczyków. Jeśli chcecie poczuć powiew przejeżdżającego pociągu półtora metra od siebie, to 15.25 jest tą godziną, o której trzeba tam być. Ciekawym doświadczeniem będą również zakupy na nocnym targu w Old Quarter. O godzinie siedemnastej, w każdy piątek zamykany jest ruch dla skuterów na ulicy Hang Gang, gdzie rozkładane są kramy, na których można kupić prawie wszystko. Dzielnica ta to prawdziwy zakupowy raj praktycznie na każdym rogu.

Przy torach toczy się życie zwykłych Wietnamczyków. Tutaj mieszka biedniejsza część społeczeństwa.
Pociąg przejeżdża półtora metra od zabudowań

Wietnamczycy to specjaliści od przewożenia różnych rzeczy na swoich motorach
Przewożą lodówko-zamrażarki…..
Butle z gazem też można……
A może drzewko z mandarynkami….
Beczki z……
Ogony
Rzeźnik
Wietnamczycy uwielbiają wysuszone owoce morza.
Street food w Old Quarter

Polityczne rozmowy w autobusie miejskim

Ostatni dzień w stolicy Wietnamu. Jedziemy autobusem miejskim z Hanoi na lotnisko. Starszy mężczyzna zaczyna z nami rozmowę na temat znanych muzyków wietnamskich. My z kolei opowiadamy mu o polskich artystach. Okazuje się, że nasz nowy znajomy zna polskie miasta i znanych ludzi. Nagle zadaje nam pytanie, na temat tego co sądzimy o bolszewizmie i socjalizmie. Odpowiadamy, że mamy złe doświadczenia z tego okresu i ten ustrój nie jest dobry.  On słysząc te słowa zaczyna rozglądać się uważnie po autobusie, podnosi lekko torbę do góry i z szelmowskim uśmiechem, zza torby pokazuje nam kciuk do góry, upewniając się jeszcze raz, że nikt nie widzi jego gestu. Tak nas ujął tym pytaniem i gestem kciuka, że postanowiliśmy go obdarować monetą okolicznościową z wygrawerowanym miastem polskim. Wzruszył się bardzo, po czym wyciągnął z torby portfel, z którego wyjął 100.000 VDN. Nie przyjęliśmy pieniędzy od niego i wytłumaczyliśmy mu, że to rodzaj pamiątki z Polski. Bardzo się ucieszył i wysiadając życzył nam, żebyśmy wrócili kiedyś do Wietnamu jeszcze raz.

 

 

 

 

Dygresje na temat podróży po Wietnamie

Wietnamczycy żyją z turystyki i to widać na każdym kroku. W Wietnamie załatwialiśmy wszystko szybko i bezproblemowo, oczywiście za odpowiednią opłatą.  Na każdym kroku czułam, że jestem wplątana w trybiki przemysłu turystycznego. Dostanie się tu wszystko – bilety na drugi koniec Wietnamu drugiego dnia do ręki , sukienkę szytą na miarę w 24 godziny, nawet orzeszki ziemne czy pizzę, których nie ma w menu restauracji. Wietnamczyk pójdzie i kupi co trzeba na targu lub w innym miejscu, by każdy mógł poczuć, że turysta nasz pan. Mówisz i masz. Moje odczucia co do trudności podróżowania i załatwiania spraw w Wietnamie były mieszane. Miało być trudno, a było prosto. Kręta droga oznacza przygody – to moja dewiza w podróżowaniu. Z drugiej strony, wybierając Wietnam i takie miejsca jak Hoi An czy Ha Long, mogłam się tego spodziewać.  W końcu to rejony bardzo turystyczne. Jedyną trudnością, jaką napotkałam oraz inni turyści, których spotkałam po drodze, to bariera językowa. Wietnamczycy mówią słabo po angielsku albo mówią niezrozumiale. Będąc tam miałam silną potrzebę spotkania zwykłych ludzi a nie przewodników i taksówkarzy, którzy byli niemalże wszędzie. Dlatego też postanowiliśmy podróżować w Wietnamie autobusami miejskimi i lokalnymi, omijając taksówki szerokim łukiem. W autobusie zawsze kogoś się pozna, gdyż podróżują nimi zwykli ludzie, nie skażeni przemysłem turystycznym. Wietnamczycy są bardzo pomocni, mimo bariery językowej. Zdarzało się, że zagadywali nas, gdyż chcieli wiedzieć co myślimy o ich kraju i ludziach, wymienialiśmy się spostrzeżeniami na temat pogody, kultury a nawet polityki. Pewnego razu, jadąc autobusem, siedzący przede mną osiemnastolatek pokazał mi swój telefon, a w nim napisane po angielsku pytanie skąd jestem. Na tym co prawda nasza komunikacja się zakończyła, ale przynajmniej próbował.

 

 

Przeczytaj także...

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *