Nic nie dzieje się bez powodu
Nic nie dzieje się bez powodu. O ile na Malcie znalazłam się przypadkiem, na Gozo już nie. Był to jeden z bardziej wyczekiwanych momentów. Czasami na swojej drodze spotykamy ludzi i poznajemy ich historie życia. Poznajemy ludzi, którzy byli ważni dla kogoś kogo znaliśmy i w ten sposób stają się w jakimś stopniu ważni dla nas. Nie wnikając w szczegóły, znałam Nikolaya od ponad roku ale na Gozo mieliśmy się spotkać po raz pierwszy. Chociaż smutne okoliczności sprawiły, że się poznaliśmy, to pierwsze spotkanie dało początek czemuś bardzo pozytywnemu.
Przypadkowe spotkanie
Pobudka szósta rano. Godzina jazdy autobusem do Cirkewwa a potem już tylko dwadzieścia pięć minut promem na Gozo. O dziewiątej trzydzieści jesteśmy umówieni na przystani. Kilka osób miało ochotę wybrać się ze mną na Gozo ale wszystkim mówiłam, że mam już umówione spotkanie. Dojście na przystanek zajmuje mi około piętnastu minut. Okolica nie jest zbyt przyjazna. Dolina, którą muszę przejść żeby dostać się do głównej pętli autobusowej, wydaje się opustoszała i tylko gdzieniegdzie mijam zamieszkałe budynki. Ani żywego ducha. Zastanawiam się, jak wieczorem będzie wyglądał mój powrót.

Autobus jest prawie pusty. Na drugim przystanku niespodzianka. Wsiada do niego dwóch moich znajomych z Instytutu Sylwester i Jacek, którzy też jadą na Gozo. Całą drogę opowiadają mi śmieszne historie i pewnie gdybym miała z nimi spędzić cały dzień, umarłabym ze śmiechu. Koleżanka z Instytutu Veronika była trochę zawiedziona, że nie mogła ze mną popłynąć na Gozo. Obiecałam jednak, że wyślę jej zdjęcia z wyspy oraz zdjęcie mojego znajomego.

Na promie postanawiam zrobić jej kawał. Robimy sobie z Sylwestrem selfie, które jej wysyłam. Na początku Veronika myśli, że to Nikolay – mój znajomy z Gozo, ale po chwili orientuje się, że to Sylwester – nasz wspólny znajomy z Instytutu. Mam z chłopakami niezły ubaw. Na drugi dzień Veronika nie omieszka mnie zapytać, co robiłam na Gozo z Sylwestrem. Cóż miałam jej powiedzieć? Przypadkowe spotkanie.

Pierwsze spotkanie
Dopływamy do Mgarr. Opuszczam terminal promowy szukając wzrokiem swojego znajomego wśród kłębiącego się tłumu ludzi. Po chwili zauważam Nikolaya. Witamy się jak starzy znajomi. Czuję, jakbym go znała od lat. Szybko się okazuje, że autobus którym mieliśmy jechać do Marsalforn został oblężony przez turystów. Postanawiamy więc pojechać innym do Victorii, a potem przesiąść się do następnego. Co prawda jedziemy nim nieco dłużej ale nam to nie przeszkadza. Nigdzie się nie spieszymy. Sylwester i Jacek jadą z nami do stolicy. Nie muszę się zastanawiać, którym autobusem jechać i jak przemieszczać się po wyspie. Zdaję się na Nikolaya. Mimo, że mieszka tam od kilku miesięcy, zna Gozo jak własną kieszeń. W Victorii żegnam się z chłopakami i resztę dnia spędzam z Nikolayem. Mamy swoje wspomnienia i historie, którymi chcemy się podzielić. Właśnie po to tu przyjechałam.
Trzy top miejsca na Gozo
Przed wyjazdem na Gozo postanawiam zrobić listę top miejsc do zwiedzenia. Wiem, że wyspa jest niewielka i jeden dzień wystarczy, żeby wiele zobaczyć. Z czterech miejsc wybranych przeze mnie udaje mi się zobaczyć trzy.



Pierwsze miejsce to saliny i miłe zaskoczenie – zero turystów. To są miejsca, których zawsze szukam. Najstarsze saliny na Gozo pamiętają jeszcze czasy rzymskie. Tutaj wyżłobione przez człowieka wgłębienia zwane panwiami są zalewane przez fale morskie. Słońce, które świeci tu prawie przez cały rok sprawia, że woda szybko odparowuje pozostawiając na dnie sól, która jest wykorzystywana do celów spożywczych. Tradycja pozyskiwania czystej soli z basenów solnych jest tu przekazywana z pokolenia na pokolenie. Z dwudziestu czterech litrów wody pozyskuje się kilogram soli a z trzystu panwi aż trzy tony soli.

Dojeżdżamy autobusem do Xwejni. Stamtąd kierujemy się w stronę Xwenji Bay i idąc dalej wzdłuż wybrzeża widzimy panwie solne. Dochodzi południe i słońce nas oślepia ale ciepły wiatr od morza sprawia, że upał tutaj nie jest już tak dokuczliwy jak na Malcie.



Następnie jedziemy autobusem w miejsce, gdzie znajdował się symbol Malty, czyli Azure Window. Tu krajobraz różni się od tego, który widziałam na Salinach. Mam wrażenie jakbym była na księżycu. Skały są ostre, poprzecinane wgłębieniami o nieregularnych kształtach. Miejscami można dostrzec skamieliny oraz wszechobecną sól z morskich fal. Szkoda, że lazurowe okno zawaliło się. Krajobraz wyspy zmienił się i to nie jest to samo miejsce, które znamy z pocztówek. Nie mniej jednak warto tam pojechać i zobaczyć surowy krajobraz wyspy, mimo licznych turystów, którzy już chyba tylko z sentymentu tam przybywają.



Ostatnie miejsce, które bardzo chciałam zobaczyć to bazylika Ta’Pinu – miejsce sakralne i pielgrzymkowe, niezwykle ważne dla Maltańczyków. Mimo, że wcześniej czytałam o tym miejscu to nie wiedziałam, że nasz Papież Jan Paweł II go odwiedził.

Tysiące pielgrzymów z całego świata tam przybywa, prosząc Maryję o łaskę uzdrowienia. Wszystko zaczęło się 2 czerwca 1883 roku, kiedy to do miejscowej kobiety przemówiła z obrazu Maryja. Od tamtej pory do kapliczki zaczęli przybywać wierzący, których prośby były wysłuchane, co zaowocowało wieloma cudami. W roku 1920 świątynia została rozbudowana i obecnie jest to bazylika Najświętszej Marii Panny Ta’Pinu.
Zobaczyłam to, co chciałam zobaczyć, czyli miejsce niesamowite i bardzo zaciszne. Zupełne przeciwieństwo typowych miejsc pielgrzymkowych, w których można spotkać tysiące pielgrzymów. Nie rozczarowałam się. Dowiedziałam się również, że to szczególne miejsce dla Nikolaya, który często robi sobie tam spacery by w spokoju poukładać swoje myśli a także dla kondycji fizycznej.

Tak więc, aby nasza kondycja była w jak najlepszej formie decydujemy się iść z Ta’Pinu prosto do Victorii na nogach, czyli jakieś dwa i pół kilometra. Oceniam, że odległość jest większa, czyli jakieś trzy kilometry ale Nikolay zapewnia mnie, że to złudzenie optyczne i że odległość jest znacznie mniejsza. Ma rację.
Podsumowanie
Wyjazd na Gozo to miłe spotkanie, rozmowy, niespieszne zwiedzanie, wizyty w kafejkach oraz kosztowanie lokalnego jedzenia w pięknym otoczeniu. Bez pośpiechu mogłam zobaczyć malownicze i dość surowe krajobrazy wyspy. Gozo znacznie różni się od Malty. Jadąc w głąb wyspy tłumy turystów znikają i ma się wrażenie, jakby człowiek znalazł się na pustkowiu. Nawet stolica Victoria wydała mi się wyludniona. Dwa tygodnie na Malcie w sezonie letnim to walka o miejsce w autobusach i przeciskanie się przez hordy turystów w niemiłosiernym skwarze. Tutaj na Gozo wreszcie łapię oddech i po dwóch intensywnych tygodniach spędzonych na Malcie ładuję baterie pozytywną energią tej uroczej wyspy – energią na kolejne miesiące ciężkiej pracy. Mam nadzieję, że tu wrócę. Jeszcze mam tyle miejsc do zobaczenia na Gozo w tak miłym towarzystwie.
R E K L A M A
Bądź pierwszym, który skomentuje