Przejdź do treści

Ale Meksyk!

Ale Meksyk! Muszę przyznać, że to często powtarzane stwierdzenie jest prawdziwe. Będąc w Meksyku byłam świadkiem sytuacji, które rzeczywiście mogą sprawić, że włos jeży się na głowie. Po pierwsze bezpieczeństwo. Z pozoru wydaje się bezpiecznie zważywszy, że wsiadając do autobusów rejsowych firmy ADO i innych każdy pasażer jest filmowany. No fajnie ale co się za tym kryje? Ponieważ Meksyk słynie z tego, że autobusy są często porywane ważna jest dokumentacja tzn. kto i jakim autobusem podróżował w danym dniu. Mało pocieszające, kiedy człowiek sobie uświadomi, że tak naprawdę służy to do identyfikacji w razie porwania.

43 studentów zaginęło bez śladu

Podróżowaliśmy na przełomie listopada i grudnia. Byliśmy świadkami wielu demonstracji antyrządowych. Stan Chiapas sąsiaduje ze stanem Guerrero, w którym to we wrześniu 43 studentów zaginęło bez śladu. Studenci ponoć byli zatrzymani przez policjantów a następnie przekazani ich członkom gangu, którzy dokonali na nich egzekucji i spalili ich zwłoki. Do dzisiaj nie znaleziono większości zwłok, co świadczy o ogromnej bezradności rządu i pokazuje jak bardzo skorumpowani są stróże prawa podejmując współpracę z mafiami.

Blokada na drodze do Ocosingo

Zmuszeni jesteśmy wysiąść z busa i iść kilka kilometrów do kolejnej blokady, za którą podstawiane były inne busy aby można było kontynuować podróż

Podróżując po stanach Chiapas i Oaxaca widzimy często murale z portretami zaginionych a także jesteśmy zmuszeni wysiąść z busa i iść pieszo, gdyż miejscowi tworzą blokady dróg demonstrując w ten sposób swój sprzeciw i bezradność.

Zaginieni studenci

Ostatnia historia rodem tylko z Meksyku to wycieczka do Yaxchilan i Bonampak, zorganizowana przez miejscowe biuro podróży w Palenque.

Pobudka 5 rano. Jesteśmy w kompleksie El Panchan i o 5.30 rano stawiamy się na miejscu zbiórki. Jest ciemno, dżungla i tylko my. Zaczynam się zastanawiać, czy to biuro, którego przedstawicielem był niejaki Benito, któremu to zapłaciliśmy 650 pesos, jest wiarygodnym biurem. Po dwudziestu minutach czekania pojawia się samochód osobowy marki Audi. Pokazujemy kierowcy potwierdzenie wykupienia wycieczki. Mówi, żebyśmy wsiadali. Przejeżdża trzysta metrów poza kompleks i zatrzymuje się. Siedzimy w ciszy przez piętnaście minut. Myślę sobie, po co przyjechał po nas jakiś facet, żeby nas przewieźć zaledwie trzysta metrów?

Po piętnastu minutach oczekiwania na dalszy ciąg wydarzeń podjeżdża nowiutki Nissan van. Bez numerów rejestracyjnych. Przesiadamy się do vana. Jedziemy wyasfaltowaną, widokową drogą przez dżunglę i góry, którą przebiega szlak narkotykowy z Gwatemali do Meksyku. Słyszałam, że dzisiaj wycieczki do Yaxchilan jeżdżą w konwojach ale nie wiem na ile to jest prawdziwa informacja. Dalsza podróż mija bez niespodzianek do momentu dotarcia do Yaxchilan, starego kompleksu Majów, ukrytego głęboko w dżungli, do którego żeby się dostać płynie się rzeką około czterdziestu minut.

Rzeka Usumacinta na granicy z Gwatemalą

Po zwiedzeniu Yaxchilan widzimy na rzece Usumacinta płynące zwłoki mężczyzny, któremu sęp wyjadał część oczodołu. Nie zamieszczam zdjęcia, gdyż widok jest dość drastyczny. Po zobaczeniu tego nie mogłam dojść do siebie przez kilka dni. Wtedy pomyślałam sobie: „Ale Meksyk!”

Przeczytaj także...

Bądź pierwszym, który skomentuje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *