Szukając informacji na temat atrakcji znajdujących się w okolicach Kutaisi trafiłam na godne polecenia dwie perełki, którymi są wąwozy Okatse i Martvili. Większość osób, które odwiedzają te rejony i mają dzień na okoliczne atrakcje polecają jaskinię Prometeusza. Oświetlona kolorowymi światełkami jaskinia wygląda na zdjęciach bajecznie, jednak decydujemy się spędzić dzień bardziej aktywnie.
Będąc w Armenii jeszcze, kontaktujemy się za pomocą facebooka z naszym znajomym taksówkarzem Sergo, z którym jadąc z lotniska do Sun Guest House umawiamy się na objazd. Piszę więc do niego po angielsku kiedy i gdzie chcemy jechać, po czym on mi odpisuje po rosyjsku, że „on nie panimaju”. Zaniepokojona faktem, że Sergo nie ogarnia angielskiego postanawiam skorzystać z aplikacji tłumacza. Przepisuję wiadomość na kartkę, robię fotkę i wysyłam mu messengerem. Uspokajam się, gdy wreszcie odpisuje mi „OK”.
Uwielbiam bazary!
Przyjeżdżamy do Kutaisi w godzinach popołudniowych. Mieszkamy w tym samym pokoju w Sun Guest House, w którym spaliśmy tuż po przylocie do Gruzji. Justyna zostaje, a my udajemy się na bazar, który w Kutaisi jest naprawdę wart odwiedzenia. Zakładam pelerynę przeciwdeszczową, gdyż zaczyna lać. Idziemy kupić dobre gruzińskie wino i miód. Moja niebieska peleryna wzbudza ogólne zainteresowanie – nikt takiej w Kutaisi nie ma. Młoda dziewczyna w piekarni pyta, gdzie taką fajną pelerynę można kupić. Leje jak z cebra. Przeskakując kałuże wskakujemy na bazar, który wita nas wszystkim czym można oko nacieszyć, począwszy od przypraw, warzyw, owoców, orzechów, mięs, domowej roboty napojów alkoholowych, serów, churchelli a skończywszy na butach i ciuchach. Uwielbiam takie bazary!
Pierwsza rundka po bazarze to rekonesans. Druga to już konkretne zakupy. Częstują nas różnymi trunkami. Na pierwszy rzut idzie gruzińska 45% Czacza, po której zaczynam czuć tę gruzińską moc. Jeszcze kilka takich kieliszków a nie wyjdę stąd na własnych nogach. Potem wino. Przepyszne. Nie ważne, że w butelkach plastikowych po Coca Coli. Kupujemy. Następnie miód. Decydujemy się na kasztanowy, ciemny, przepyszny miód. Do wina jeszcze pistacje, biały gruziński ser i możemy wracać.
W Sun Guest House poznajemy młodą parę podróżników z Warszawy, Justynę i Daniela (ich blog podróżniczy to: Z dala od biura), z którymi miło spędzamy czas. Wino z bazaru szybko znika, ale po nim pojawia się kolejne i potem jeszcze następne od właściciela guesthouse’u. Na koniec przyłączają się do nas trzy dziewczyny z Izraela. Robimy wspólne zdjęcie. Wieczorem dostaję na messengerze komentarz-zapytanie od mojej starszej córki „czemu Justyna pije alkohol?”. Justyna tylko tak naprawdę trzymała kieliszek tak jak wszyscy – do zdjęcia.
Wąwóz Okatse i Martvili
Sergo punktualnie o jedenastej stawia się pod Sun Guest House i zabiera nas w pierwszej kolejności do kanionu Okatse. Droga prowadzi przez wioski. Podziwiam po drodze gruzińską architekturę. Domy są podobne a charakterystyczną ich cechą są wysokie schody, które prowadzą do głównych drzwi.
Dojeżdżamy do miejsca, skąd rozpoczyna się dość długa bo aż 2,5 kilometrowa trasa do wąwozu, nad którym wiszą drewniane mostki zamocowane na stalowych linach i metalowych podporach .
Wszechobecna soczysta zieleń nas oślepia. Droga w upale jest dość męcząca ale widoki rekompensują wszystkie trudy. Kulminacyjnym przejściem nad kanionem jest wysunięta kilkadziesiąt metrów nad nim platforma. Widać ją z daleka przechodząc kładkami. Ilość osób wchodzących na skywalk jest ograniczony i kontrolowany przez pracowników parku. Niestety natrafiamy na dość liczną grupę młodzieży z Izraela więc nasze wejście ogranicza się jedynie do szybkiego przejścia po platformie i zrobienia zdjęcia. Widoki robią wrażenie mimo, że dno i ściany wąwozu obrośnięte są drzewami.
Powrót tą samą trasą, czyli kolejne 2,5 kilometra w upale do wejścia parku.
Spływ pontonem w wąwozie Martvili
Kilkadziesiąt minut jazdy samochodem i jesteśmy w kolejnym miejscu wartym polecenia. Na parkingu sporo samochodów co świadczy, że miejsce jest bardzo turystyczne i nie mylę się. Kolejka do kasy po bilety, które okazują się dość drogie. Grzegorz stwierdza, że podaruje sobie spływ pontonem i postanawia odnaleźć ścieżkę nad wąwozem. Ja z Justyną zakładamy kamizelki i czekamy w drugiej kolejce aż zapakują nas do pontonu. Oczekując na swoją kolej spotykamy naszych znajomych Justynę i Daniela. Płyniemy razem. Spływ nie jest długi, gdyż trwa zaledwie dwadzieścia minut ale to co widzę przechodzi wszelkie moje oczekiwania i wyobrażenia. Woda jest turkusowa. Po ścianach wąwozu spływa woda tworząc małe kaskady. Kolorystyka niesamowita.
Turkus, wszystkie odcienie zieleni, światłocienie i wszechobecna woda powodują, że jest bajecznie. Myślę sobie, że jeżeli Grzegorz tego nie zobaczy to będzie ogromna strata dla niego. Musimy dość mocno wiosłować by móc dostać się najdalej jak tylko się da. Niestety prąd wody nie pozwala na dalszy spływ. Wracamy. Serce mi bije nie z powodu niebezpieczeństwa ale wrażeń wizualnych. Płyniemy do przystani i kogo widzimy? Grzesia, który wiosłuje z całych sił z aparatem zawieszonym na szyi, uśmiechnięty od ucha do ucha. Aż mu zazdroszczę, że zobaczy to cudo, które ja przed chwilą oglądałam. Nie znalazł ścieżki nad wąwozem więc stwierdził, że jednak popłynie.
Miłe spotkanie z autostopowiczem z Polski
Po spływie warto przejść się trasą, która wiedzie kładkami i mostkami wzdłuż wąwozu. Idziemy spacerkiem, kiedy za plecami słyszymy jak jakiś chłopak mówi do nas „dzień dobry”. Okazuje się nim Paweł – sympatyczny dziewiętnastolatek z Gdańska, który stopem przyjechał do Gruzji. Opowiada nam historię jak to policja przewiozła go niemal przez całą Turcję, przekazując go z punktu do punktu. Na koniec stwierdził, że najbezpieczniej czuł się podróżując właśnie przez Turcję.
Sergo ma nas zabrać jeszcze nad wodospad Kinchkha, który jest ponoć też nie lada atrakcją. Przychodzimy na parking i widzimy jak Sergo chodzi wokół swojego samochodu i klnie tak siarczyście, jak tylko Gruzin potrafi. Okazuje się, że zepsuła się przekładnia w jego aucie i dalsza jazda jest niemożliwa. Pakuje nas więc do samochodu swojego kolegi, którym okazuje się właściciel naszego Sun Guest House. Tak więc wracamy z Justyną, Danielem i dziewczynami z Izraela, z którymi to wczoraj spędziliśmy miły wieczór.
Wąwozy Okatse i Martvili to przyrodnicze perełki w Gruzji. Warto je zobaczyć.
Bądź pierwszym, który skomentuje