Przejdź do treści

Achalciche i Wardzia

Do Achalciche dostajemy się okrężną drogą przez Tbilisi, gdyż  bezpośrednia marszrutka z Erywania jest zapełniona. Wydłuża to nieco naszą podróż ale przyzwyczajeni do trudów podróżowania podejmujemy szybką decyzję, widząc że obok stoi marszrutka do Tbilisi. Niestety pojawia się mały problem, gdyż jedyne wolne miejsca znajdują się z tyłu i to w dodatku bez możliwości otworzenia okna. Justynie, która cierpi na chorobę lokomocyjną, od razu robi się niedobrze na samą myśl, że nie będzie miała dostępu do świeżego powietrza. Nie obywa się bez łez. Na szczęście w trakcie jazdy lituje się nad nią jedna kobieta i odstępuje jej swoje miejsce tuż za kierowcą. Całą drogę umila jej sympatyczny Gruzin, puszczając jej na swoim smartfonie gruzińską muzykę i pokazując występy zespołów z Gruzji. Chociaż dzieli ich różnica wieku i Justyna nie rozumie co do niej mówi, jakoś się dogadują. To prawda, że muzyka łączy pokolenia i narody.

Widok z twierdzy Rabati na Achalciche

Achalciche i hotel New Star

Dojeżdżamy do Achalciche w godzinach popołudniowych (szczegóły dojazdu – zobacz: Warto wiedzieć) i udajemy się do hotelu New Star. Tego samego dnia zwiedzamy Zamek Rabati, który znajduje się na wzgórzu nad naszym hotelem. Jest to zamek- twierdza z XII wieku, niedawno odrestaurowany i rzeczywiście wygląda, jakby był nowy, stąd też Gruzini nazywają go Nowy Zamek. Wejście do zamku jest płatne. Zwiedzamy pozostałości pałacu, ormiański klasztor, meczet i muzeum. Mieszanka kultur, taki misz -masz a wszystko nowiuteńkie, jakby restauratorzy wyszli stamtąd wczoraj. Warte zobaczenia na pewno jest muzeum. Tamtejszy kustosz opowie Wam łamaną angielszczyzną przeplataną językiem rosyjskim historię miejsca i pokaże stare eksponaty. Osobiście najbardziej spodobał mi się meczet. Mimo, że skromny wewnątrz, robi wrażenie swoim ogromem. Mam przynajmniej przedsmak tego, co zobaczę w Iranie.

Meczet w kompleksie Rabati

Wycieczka do skalnego miasta Wardzia

Na drugi dzień udajemy się do skalnego miasta Wardzia, oddalonego o 40 kilometrów na południowy-wschód od Achalciche, w historycznym regionie Meschetia. Idziemy na dworzec, który znajduje się w centrum miasteczka, nieopodal naszego hotelu. Czekamy około 40 minut zanim marszrutka się zapełni. Warto wiedzieć, że tu bilety kupuje się na dworcu a nie u kierowcy. Mamy trochę czasu więc Grzegorz idzie obserwować jak kierowcy i miejscowi uprzyjemniają sobie wolny czas, grając w domino.

Tak kierowcy marszrutek uprzyjemniają sobie czas

Obwoźny sklep motoryzacyjny
Kolejny sklep-warsztat. W plastikowych butelkach zapewne olej silnikowy
Takie eksponaty mijam w drodze po kawę

Nescafe – kawa 2w1 lub 3w1

Ja idę szukać miejsca, gdzie mogę napić się prawdziwej kawy. W Gruzji zobaczycie wiele reklam kawy Nescafe. Nazwa i reklama kawy wygląda zachęcająco więc za nią podążam. Wchodzę do małego pomieszczenia, które w niczym nie przypomina kawiarni, a raczej sklepik. Widzę w nim mały ekspres ciśnieniowy. Wreszcie napiję się prawdziwej kawy! Właściciel sadza mnie na małym krzesełku, zagaduje i pokazuje mi zestaw kaw z serii 2w1 i 3w1. No to napiłam się prawdziwej kawy.

W zasadzie powinien wsypać ją do kubeczka i zalać wrzątkiem z czajnika ale nie tutaj w Alchaciche. Owszem, wsypuje kawę do plastikowego kubeczka i zalewa ją małą ilością wody i to nie z czajnika tylko z ekspresu! Wyciąga kubek, miesza zawartość dokładnie tak, żeby nie zrobiły się grudki i ponownie wsadza ją pod dyszę z ekspresu i zalewa do pełna. Patrzę osłupiała na cały rytuał, żeby nie nazwać tego małym przedstawieniem, gdyż wygląda to przekomicznie. Pyta ile cukru sobie życzę, wsypuje cukier i pomału miesza metalową łyżeczką. Chwilę rozmawiamy jeszcze po czym zadowolony wręcza mi kubek z kawą.

Dziękuję mu i wychodzę z kubkiem kawy rozpuszczalnej. Czemu miałabym być niezadowolona? W końcu mam kawę z ekspresu, a że rozpuszczalna to już nie ma znaczenia. Nic mnie już nie zdziwi.

Piję swoją upragnioną kawę z ekspresu – rozpuszczalną.
Skalne miasto Wardzia

Wardzia to miasto skalne wykute w ogromnej górze Eruszeli i jest niewątpliwie największą atrakcją turystyczną w tym regionie. W 1283 roku trzęsienie ziemi zniszczyło miasto i z ponad 3 tysięcy komnat zachowało się jedynie około 300 na 13 poziomach. Wardzia była schronieniem przed najazdami mongolskimi i mogła pomieścić od 20 do 60 tysięcy ludzi.

Wejście do monastyru w skalnym mieście

Komnaty były wykute wewnątrz góry jednak trzęsienie ziemi spowodowało, że jedna z zewnętrznych ścian się oderwała odkrywając je. W Wardzii panowała królowa Tamar, która ukończyła całą budowę miasta. Błogosławiła ona również swoją armię przed walką z sułtanem. Nazwa miasta owiana jest legendą która głosi, że Tamar jako mała dziewczynka zgubiła się pośród skał. Król Gruzji – jej wuj, wszczął poszukiwania. Na wołania wuja odpowiedziała ” war dzia” czyli „tu jestem wujku”. W 1551 roku Persowie najechali Wardzie, zabili część mnichów i złupali najcenniejsze rzeczy, między innymi ikony. Dzisiaj można podziwiać jedynie freski w monastyrze, który utrzymywany jest przez małą grupę mnichów. Zdjęć wewnątrz klasztoru nie wolno robić. Na zwiedzanie całego miasta warto przeznaczyć minimum dwie godziny.

Wykute w skale korytarze prowadzą do komnat

W drodze powrotnej z Wardzii jesteśmy świadkami wypadku. Stawiamy samochód na koła i zabieramy ze sobą pasażerów
Reklama

Przeczytaj także...

Bądź pierwszym, który skomentuje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *