Przejdź do treści

Love Armenia!

Do Armenii i Gruzji wybraliśmy się tym razem w trójkę. Zabraliśmy swoją nastoletnią latorośl Justynę. Był to jej pierwszy backpackerski wyjazd z rodzicami. W związku z tym, że jechaliśmy z dzieckiem postaraliśmy się aby wszystko było zapięte na ostatni guzik i zatroszczyliśmy się o wcześniejszą rezerwację noclegów na całej trasie naszej podróży, czego nie robiliśmy jadąc do Meksyku. Tym razem dokonaliśmy rezerwacji noclegów w pokojach trzyosobowych za wyjątkiem jednego, ale o tym w wątku o Gruzji.

Kierując się na południe Armenii krajobraz staje się skalisty i suchy

Armenia to mały kraj, który w 90% leży na wysokości powyżej 1000m n.p.m. Najwyższym wzniesieniem jest wygasły wulkan Aragac (4090m n.p.m.). Na północy jest zielono, jednak kierując się na południe krajobraz staje się suchy i skalisty. Do Armenii dotarliśmy drogą lądową z Gruzji i był to, chyba najtrudniejszy etap naszej podróży. Najpierw jechaliśmy marszrutkami Tibilisi-Marneuli-Sodakhlo, granicę przechodzilismy na piechotę, następnie taksówką do Haghpat i Sanahin, gdyż na granicy nie kursują autobusy.

Klasztory Haghpat i Sanahin

Plan był mniej więcej taki: z granicy pojechać do naszego hotelu w Haghpat i zostawić w nim plecaki, następnie do monastyru Sanahin i z powrotem do Haghpat. Życie jednak zweryfikowało nieco nasze plany.

Podczas podróży, natrafiliśmy na nieuczciwego taksówkarza, który przed podróżą zaakceptował zaproponowaną cenę ale w trakcie jazdy zaczął ją zmieniać i zagroził nam, że albo mu zapłacimy więcej albo pójdziemy pieszo. Atmosfera w taksówce robiła się coraz gorętsza a ja siedząc z Justyną na tylnim siedzeniu zaczynałam chrząkać i szturchać Grześka, żeby skończył dyskusję z taksówkarzem. Bałam się, że zaraz się zatrzyma i każe nam wysiąść. Na nasze szczęście zdążyliśmy wcześniej zawieźć plecaki do hotelu w Haghpat. Po dojechaniu do Sanahin bez ogródek powiedzieliśmy taksówkarzowi, iż nie dopłacimy więcej i że damy radę bez niego. Był trochę zdziwiony, że nie chcemy skorzystać z jego propozycji. Dzięki temu mieliśmy mnóstwo czasu w Sanahin i nie mieliśmy presji czasu. Pewnie dałby nam pół godziny na zwiedzanie a my potrzebujemy więcej, żeby porobić zdjęcia i poczuć atmosferę miejsca, a Sanahin jest niesamowite.

Szczęście w nieszczęściu poznajemy tam fantastycznych studentów medycyny z Erywania, którzy proponują nam odwiezienie do Haghpat.

Narteks, czyli przedsionek, w którym znajdują się płyty nagrobne

Wnętrze kościoła
Mroczne wnętrza robią na nas niesamowite wrażenie
W XII i XIII wieku monastyr był jednym z największych ośrodków kulturalnych, naukowych i religijnych regionu

Sanahin jest zabytkowym ormiańskim klasztorem z X wieku, został on wpisany w 2000 roku na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Pod nazwą miasta kryje się, ten starszy w odniesieniu do kompleksu klasztornego Haghpat, powstałego w X-XIII wieku. Oba klasztory są arcydziełami średniowiecznej sztuki architektonicznej. Wstęp jest bezpłatny.

Cmentarz nad zespołem klasztornym Sanahin

Miłe spotkanie

Warto wybrać się na cmentarz, wznoszący się nad klasztorem. Już mieliśmy opuszczać monastyr Sanahin, gdy usłyszeliśmy piękny dźwięk dochodzący z głównej kaplicy. Postanawiamy się tam udać. Na środku stoi młody mężczyzna i śpiewa starą ormiańską pieśń. Akustyka w monastyrze jest niesamowita! Ciarki mnie przechodzą, kiedy sobie przypomnę ten moment. To Vahram – student ginekologii. Drugi mężczyzna, który go filmuje to Mushegh – przyszły ortopeda traumatolog. Na schodku siedzi Armen – przyszły chirurg. Od słowa do słowa, Armen opowiada mi historię swojej babci, która za życia mieszkała w tamtych okolicach. Niesamowite jak Ormianie żyją historią swoich bliskich i jak mocno związani są ze swoją ojczyzną. W późniejszych rozmowach z nimi poznajemy historię każdego z nich i ich rodzin. Dowiadujemy się, że mama Mushegha studiowała w Łodzi a los sprawił, że obecnie mieszka w Rosji.

Reklama

Wsiadamy do nowiutkiego suva z naszymi znajomymi, studentami. Oczywiście wcześniej pytam ile mamy zapłacić. Nie chcą od nas pieniędzy. Od tamtego momentu zaczyna się nasza przygoda. Mushegh włącza Stinga Englishman in New York i wszyscy zaczynamy śpiewać. Po drodze pada pytanie czy lubimy stare kolejki bo oni właśnie się tam wybierają i jak chcemy możemy się z nimi wybrać.

Nielegalnie wchodzimy na teren starej kolei linowej

Dojeżdżamy do Alaverdi i udajemy się na bardzo starą kolej linową. Okazuje sie, że w marcu została zamknięta. Codziennie dowoziła mieszkańców do pracy, głównie robotników z lokalnej fabryki, z Sanahin do Alaverdi. Frontowa brama jest zamknięta, jednak miejscowy wskazuje nam tajemne wejście na jej teren.

Widok na miasto górnicze Alawerdi, znajdujące się w kanionie Debed


Docieramy do monastyru Haghpat. Nasz hotel nosi identyczną nazwę i znajduje się 30 metrów od kompleksu, to tam czekały na nas nasze plecaki, które wcześniej zostawiliśmy.

Po prawej nasz hotel. Z lewej wejście do kompleksu Haghpat

Zapraszamy Mushegha,Vahrama i Armena do hotelowej restauracji na piwo a przemiła właścicielka hotelu Flora częstuje nas ciasteczkami i owocami. Siedzimy z nimi dość długo. Uświadamiam sobie w pewnym momencie jak fajnie z nimi mija czas. Śmiejemy się, opowiadamy różne historie, są tak otwarci i pełni poczucia humoru, że chce się z nimi spędzić więcej czasu. Jesteśmy już głodni i po całym dniu pełnym wrażeń zmęczeni, więc pytamy ich czy nie zjedliby obiadu z nami. Ponieważ w menu są tylko kotlety z ziemniakami a oni mają ochotę na prawdziwe ormiańskie jedzenie proponują nam, żebyśmy pojechali z nimi do ich hotelu na grila. Propozycja kusząca ale odmawiamy, gdyż możliwość spędzenia czasu w monastyrze i robienia tam nocnych zdjęć już się nie powtórzy. Żegnamy się i obiecujemy, że spotkamy się z nimi w Erywaniu.


Klasztor Haghpat położony jest na pięknym płaskowyżu w pobliżu wsi o tej samej nazwie. Zbudowano go w X-XIII wieku. Był religijnym i oświatowym centrum prowincji Lori. Słynął z biblioteki.

Dziury w podłodze służyły za schowki m.in. na żywność, książki

Klasztor znany jest także z okazałych chaczkarów – najstarsze z nich stanęły tu już w XI wieku. Jest wśród nich słynny Chaczkar Amenapyrkicz z 1273 roku. Przedstawia on scenę ukrzyżowania Chrystusa otoczonego licznymi wizerunkami aniołów i świętych. Do dzisiaj zachowała się jego oryginalna barwa.

Jest tutaj pięknie: Love Armenia!

Chaczkar Amenapyrkicz
Wieczorem Haghpat jest pięknie oświetlony kolorowymi lampami

Na zdjęciu widać ogrom wnętrza w jednej z kaplic
Przy odrobinie szczęścia można posłuchać modlitw a także pięknych ormiańskich pieśni
Albert, miejscowy konserwator
Albert pozwala nam wejść na wieże dzwonniczą. Z góry podziwiamy zespół klasztorny Haghpat

Przeczytaj także...

2 komentarze

  1. Agata Agata

    Czekamy, czekamy!

  2. Basia Basia

    Świetna relacja, profesjonalne zdjęcia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *